W trakcie transformacji z komunizmu na demokrację konwój przewożący wielki przemysłowy transformator z Przemyśla na wybrzeże przejeżdża bocznymi drogami, aby nie powodować korków na głównych trasach. W ekipie jest kilkunastu ludzi ze względu na to, że przewożony produkt jest bardzo ciężki. Kierownik konwoju stara się utrzymywać dyscyplinę wśród pracowników, co nie jest łatwe biorąc pod uwagę jak monotonna jest ich praca. Niektórzy z nich w trakcie przejazdu zbierają złom, inni woleliby już wrócić do domów, a będący na praktykach student chciałby zajmować się czymś bardziej atrakcyjnym niż taki powolny przejazd przez kraj. Ale kiedy na swojej drodze napotykają wiadukt kolejowy nagle monotonia znika - okazuje się, że w trakcie planowania ich trasy przejazdu nie wzięto pod uwagę metalowych elementów wystających z transformatora i wiadukt jest o kilkadziesiąt centymetrów za niski dla ich ciężarówki. Nie mają możliwości zawrócenia, więc postanawiają jakoś przedostać się na drugą stronę...
Polski film pokazujący na przykładzie niewielkiej ekipy z firmy transportowej jak wyglądała transformacja Polski z komunizmu na demokrację - stary porządek już upadł, ale nowy jeszcze nie panował we wszystkich aspektach życia. Z jednej strony ludzie starają sobie radzić z rzeczywistością, ale jak pokazuje zakończenie filmu czasami jest to trud nie wart zachodu. Historia jest co prawda prosta, a muzyka w wykonaniu Przemysława Gintrowskiego nieco uciążliwa, ale puenta historii jest zaiste warta poświęcenia godziny czasu.